Splotły się ich dłonie w jeden rurociąg wspomnień.
Pewnej jesieni została pani sama, z nadszarpniętymi nerwami i naciągniętą prawą dłonią. Pomyślała sobie, że bardziej niż za słowo, trzymała pana za rękę. Ręczyła za pana. Rękę wręcz jemu dała. W uścisku pana, ta dłoń się nie starzała. Krew w niej szybciej krążyła, im starsza, tym młodsza.
Widuję ją czasem w parku. Bez pana. Tak bardzo jej ręka pustki się lęka, że za plecami sama się trzyma rękami. Udaje, że pan idzie obok niej. Nie odwraca się, w pewności, że czuć można zaocznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz