piątek, 9 stycznia 2015

Wiersze łączone

M:
Wena to raczej nie muza,
zwiewna firanka.
Wena to franca i babsko.
Przychodzi nie w porę,
męczy nastrojem,
dyktuje mi listy,
brudno pisząc w czystym.
Przepraszam Jakubie,
chciałam pisać dłużej,
wkurzyła mnie wena,
wywaliłam z domu,
weź ją ku sobie.
J:
A wena w chuście na głowie,
zabłąkała się tobie.
A mnie powie
i naskarży krótko,
że Panna ją z domu
na pysk, na łeb,
a ona niewinna
bo przyszła po chleb.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Człowiek, Dusza

– W jednym bloku mieszkamy
lat jakichś dwadzieścia,
pomyślałam: zapukam,
w końcu mamy święta.
Pan mnie nie pamięta,
nazwisko nic nie powie.
O mnie się raczej nie gada,
wie pan, więzienie domowe.
Ech, za jakie grzechy tu siedzę,
takie szpetne mieszkanie...
A ja zdolna jestem,
licencję mam na latanie.

 – To ja dla pani wszystko,
czego Dusza zapragnie?
– O, pan mnie jednak poznaje?
Na gest dla mnie się szarpnie?
Zostanę może na święta,
nadgonimy te lat dwadzieścia.

wtorek, 23 września 2014

Znaki dymne

Świeceniem da się też znużyć,
przyszła słońcu ochota - zakurzyć.
Więc słońce pyk, pyk, już się nie dłuży,
lecz jakoś wokół zaczęło się chmurzyć.

Pół świata teraz na słońce psioczy,
że tak świeciło, raziło aż w oczy:
No i co by tu teraz, kurde jak się chmurzy?
Chodź pan pod parkan, pójdziemy zakurzyć.






Człowiek czasem durny patrzy sobie w chmury,
że jemu na pewno przykład idzie z góry.

 


środa, 23 lipca 2014

W piecu

Leżały razem dwa udka
tym mniej dla siebie surowe,
że jedno je połączyło
naczynie żaloodporne.

sobota, 26 kwietnia 2014

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Po nitce

Po nitce do kłębka
Nie widać sympatii:
"Omotany nie pierwszy
I pewnie nie ostatni"

Kręciła się więc nitka
Wokół własnej osi
Tak długo aż do tańca
Zaczął inny prosić

Zerwała się więc szybko
Nie zdając sobie sprawy
Że kłębek nerwów nie ma
Czyniąc ku niej zamiary

W sprawę wbiła się szpilka
Nie chcąc już nitki straszyć
Szepnęła igle na ucho:
"Pomóż się nitce zaszyć"

Morał z historii jest taki
Nawet jak najdzie ochota
Jak nic nitce do kłębka
Niech nitka kłębka nie mota




poniedziałek, 10 marca 2014

Zeszłej niedzieli

- Pszem pani, dramat. Mąż katar, ja - zawał. Przewiało nam nery, płuca, portfele, dobrze pani słyszy,  helikoptere... A mój mąż racjonalista, wie pani, lubi grunt czuć pod  nogami, więc twarde mieliśmy lądowanie. Ja głos, on - zdarł podwozie. Ale nie, nie najgorzej... Poszliśmy później na plażę, myślę sobie: łydki mam zgrabne, to pokażę. Mąż coś łowi, ja połowię. Ale pani, jakiś pech, zero chłopów, chmara mew. Woda  zimna, w wodzie jakieś gadziny. I szukam ja w mężu nieszczęścia przyczyny. I jak wrzasnęłam, tak z nieba  lunęło...

- Coś  takiego?

- Pszem pani było to zeszłej niedzieli, z mężem żemśmy se siedzieli. Tfu! Na Przylądku Nadziei!

wtorek, 4 lutego 2014

Te trzy

Powątpiewała wiara, że:
-Pani raczej za stara

Szeptała jednak nadzieja:
-Niech się pani spodziewa

Wlazła na końcu miłość
walnęła się na kanapie:
-Wiara z nadzieją gadały
że pani z kranu coś kapie.





wtorek, 21 stycznia 2014

Mydlił pan pani oczy

Mydlił pan pani oczy,
żeby jej mycie nie brzydło,
że taki Biały Jeleń
mimo że szare mydło.

Mydliła się więc pani
od łydki, aż do krtani,
lecz zamiast, jak jeleń być biała
po latach się zszarzała.

No coż, proszę pani i pana
i tak się czasem się zdarza:
człowiek ciutkę się zmienia
odkąd wrócił z ołtarza.


sobota, 7 grudnia 2013

Mądrości zeszytów szkolnych

Wszyscy byli pełni podziwu, a jednocześnie trwogi widząc jak balansowała na krawędzi. Za nic miała lęk przed upadkiem, zderzeniem z rzeczy twardością, łomotem i śmiechem widowni. Na nic krzyki matki, groźby ojca, rady starszych. Niemoralny ten sport ekstremalny, pozwalał jej łapać wiatr we włosy, zamieniał nudną klasę w adrenalinowy sad. Nie potrafiła się temu oprzeć, wcale się nie dziwię zresztą. Huśtała się na krześle dość wprawnie, lecz raz ostro rąbnęła.
-A nie mówiłam?- pytała matka wzburzona.
-Że się da latać? Nie, nie mówiłaś.






Nie chcąc urazić w tych drażliwych kwestiach.
Nie tylko dyslektycy, nie uczą się na błędach.

czwartek, 7 listopada 2013

Ot, wór!

Świat stanął przede mną ot, worem!
Myślę: światu odmówić nie mogę.
Więc wkładam drugą i pierwszą nogę.
Ciemno w tym worze, ciut ciut się trwożę
i beczę jak owca, tyle we mnie światowca.


Teraz już wiem, no cóż, nie w porę,
że kiedy świat staje otworem,
to otwór jest tylko w jedną stronę.

niedziela, 22 września 2013

Za plecami


Poprosił pan panią o rękę. Dała więc pani, mając jedną więcej.
Splotły się ich dłonie w jeden rurociąg wspomnień.

Pewnej jesieni została pani sama, z nadszarpniętymi nerwami i naciągniętą prawą dłonią. Pomyślała sobie, że bardziej niż za słowo, trzymała pana za rękę. Ręczyła za pana. Rękę wręcz jemu dała. W uścisku pana, ta dłoń się nie starzała. Krew w niej szybciej krążyła, im starsza, tym młodsza.

Widuję ją czasem w parku. Bez pana. Tak bardzo jej ręka pustki się lęka, że za plecami sama się trzyma rękami. Udaje, że pan idzie obok niej. Nie odwraca się, w pewności, że czuć można zaocznie.






poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Kropla Bez kitu


Płynną polszczyzną
kłamała mężczyznom,
że szczelnie zakręcona,
wierna będzie jako żona.
Pragnęli więc panowie
by być z butelką po słowie,
lecz jak to bywa z plastikiem
przyznała się pod naciskiem,
że w niewinności błękitu
ani kropla bez kitu.

sobota, 24 sierpnia 2013

Y

To takie fe. 
Tak przecież nie wypada, to jak skarpetki w sandałach albo szminka na zębach. Trzeba nad tym pracować, w milczeniu przełykać ślinę, kiedy między myślą "a" i "b", pojawia się współczynnik "y". Nawet pani w telewizorze już wie od dawna, że "y" zastępuje się słowem "prawda". A gdy bez "y" się nie da, lepiej bezpiecznie milczeć, odchrząknąć swoje, westchnąć, pomruczeć.



Y - do złudzenia przypomina krucyfiks.

niedziela, 21 lipca 2013

Problem z głowy


            Człowiek jak ryba. Psuje się od głowy. Bo głównie głowa owa dzierży te nasze wszystkie klocki ego. Oburzyć się mogą pięty, że hola hola, nie tędy, a śródstopie i cała ta podeszwa ludzka? I takie napięcie w pięcie się może wytworzyć, z tego jej niedoceniania, że może się odwrócić na sobie i pójść. A tego nie chcemy. Nie chcemy nigdzie iść. Głowie nie w głowie spacery. Więc pięta niech się opamięta i posłucha.
            Dominacja głowy w ciele ludzkim wcale dla niej zaszczytem nie jest. Kiedy drżące ręce mogą spokojnie schować się w kieszeniach,  a chwiejne stopy ukryć w kamaszach, głowa musi za wszystko odpowiadać. Za niewydolność nerek, za słabe kochliwe zbyt serce, za mięsień piwny, rozwodowe rozstępy, niegolone przez zimę nogi, burczenie brzucha i repetytorium ucha. Głowa więc tego nabożnie słucha. Tych litanii zażaleń bez end’u. Myśli jak to wszystko naprawić, jak udobruchać to całe ciało, pedagogicznie.
            Zaczyna więc od stopy trapionej kompleksem toporności rozmiaru 43. I owszem jak na kobietę… Rzekła: „Miła. Spójrz na stopę Bezrobocia. Toż to szwaja, nie stopa. A patrz, mówią wszyscy i w sklepie i na antenie. Istna celebrytka na stopie swojej celebrytswo swe uprawiająca. Widzisz, można? Można.” Dalej, łydka chlipie, że kształt jej się sypie, że nie w formie. Że z łYdki robi się łÓdka. – „O! przecież to różnica malutka. Na takiej łódce można kołysać biodrami, fale sukien, sukienek  rozpościerać, topić męskie spojrzenia w topielach”. Kolej przyszła na kolana, uda, biodra, poszło gładko…Uf. W pół drogi ciała, zjawiła się grubsza sprawa - brzuch. Skarży się, że wszyscy pytają, który to miesiąc. A brzuch już nawet nie pamięta, bo już dawno po terminie. Pamięta tylko imię dziecka – Apetyt. Głowa pochyliła się nad brzuchem, nasłuchuje to lewym, to prawym uchem. Wkrótce radośnie oznajmiła: „Apetyt trzeba w końcu urodzić, oswoić i porządnie wychować. Żeby nie przychodził nieproszony, nie burczał swawolnie i nie budził w nocy z niepokojem o zawartość lodówki. Tylko brzuch, bez wymówki”. I tak od nocy do świtu, przez rozpacz do zachwytu, ciało się z głową godziło.
            Myślała głowa, że to wystarczy. Że uzdrowione ciało, ją samą też naprawi. Że nie dyrygent, a orkiestra fałszuje. Że przyczyną jej psucia jest cała zgraja pod nią. Pomyliła się głowa, kolejny raz, niestety. I poczuła się strasznie sama, nie jak palec wcale, który ma dziewiętnastu krewnych, dwóch nawet serdecznych. Albo jak nogi, które w ufności mogą się na siebie założyć. Ona na tej kolumnie jest całkiem sama. – „Ach, gdybym taką drugą miała! Co dwie głowy, psuć się raźniej…"

sobota, 6 lipca 2013

Irena



Tak. Irlandia to na pewno kobieta, ze skłonnością do łzawych poranków, zwiewnych sukienek, burzliwych monologów i mgiełek zapachowych. Piękna i nie do zniesienia. Troskliwa jak tutejsze zasiłki. Zmienna jak pogoda, chmurzasto–humorzasta. Uprzejma jak rzucane bezwarunkowo „hałarju”. Taka kobieta szumi w głowie, bardziej niż imbirowy chmiel, kiedy wieczorami słucha się irlandzkiego folku w pubach. „Szuma szumarum” po tym szumie, zostaje tylko echo w lesie, kiedy rano wiatr zwiewa najtwardszych zawodników do domu. Później śniadanie, kiedy u nas obiad, potem obiad kiedy u nas kolacja, a na końcu kolacja, kiedy u nas pusta lodówka. ­
Najgorsze w „Irenie” jest jej nieprzeciętne gadulstwo. Warunki atmosferyczne dodatkowo wydłużają konwersację, gdyż pogoda zmienia się stukrotnie w trakcie piętnastominutowej rozmowy. Irena to uwielbia. Wszech przymiotnikowość jej wypowiedzi wciąż mnie zachwyca :”dadslowli, dadslowli!”. I nie wiem, czy to przez mój angielski, czy brak zdolności aktorskich, ale mimo entuzjazmu Ireny odpowiadam, że na deszcz to ja się po prostu wkurzam. I gdybym była wiatrem, to też bym stąd zwiewała.
            Przepraszam. Koniec narzekania. Kobiety trzeba kochać. Wychwalać ich cnoty i zasługi. Trzeba pisać o nich wiersze, wierszyki choćby. Takie nawet niezgrabne i niegramatyczne jak ten:

„Szuma szumarum”
szum mi myśl naszuwa:
naważyła Irena
nam szumnego piwa…”

Pozdrowienia z Irlandii!

M.

 

piątek, 5 lipca 2013

Precz żołądek, do serca!

Nigdy nie byłam zwolenniczką demonizowania słodyczy. Dziwiło mnie postne odmawianie sobie kalorii w Imię Boże, a może bardziej rozmiaru S. Tak jakby różowa landrynka, kostka czekolady, albo Kinderniespodzianka miały w sobie pierwiastek zła, od którego należy przebyć czterdziestodniowy odwyk.  Nie rozumiem jak ma się dusza do żołądka?
Pełna skupienia, pochłonięta znaczeniem kubków smakowych, przełyku, jelita  w wymiarze transcendentnym… zauważam ją na stoliku w kuchni. Wygląda cudownie, uśmiecha się do mnie tymi czekoladowymi ząbkami, czuję jej słodki, uwodzicielski zapach, kusi pulchnymi biodrami, wabi zgrabną pianką na wierzchu, nęci spływającą na talerzyk polewą, by tylko spojrzeć, tylko się pochylić i upewnić, że jesteśmy sobie przeznaczone. Ja i muffinka. To na pewno będzie udany i rozkoszny związek. Nie mogę już dłużej wytrzymać. Krążę zwiadowczo wokół stołu, trochę się waham, trochę gram na zwłokę. Muffinka bacznie obserwuje mój komiczny taniec godowy. Więc w końcu dyskretnie sięgam…
Niestety, kęs za kęsem, upewniam się, że muffinka mnie zwiodła. Że jeszcze kilka godzin temu była zimna, twarda i spoczywała w stanie hibernacji w zamrażarce.  Najpierw kruszy się moje zranione serce, potem cała muffinka, jakby chciała ostatnim tchem wykrztusić: „Ja wiem, że najważniejsze jest wnętrze, więc jestem teraz Twoim wnętrzem i chcę być najważniejsza”. Wtedy przychodzi myśl najgorsza. Ona tam już jest. Już przetransportowała miliony swoich tłuszczy, cukrów, kalorii, glutaminianów i innych ulepszaczo-morderców. Już nic nie będzie jak kiedyś. Muffinka stała się jednym z budulców mojego jestestwa.  A nawet w imię zasady: „jesteś tym co jesz”– ja stałam się muffinką. To mnie przytłacza. Próbuję sobie przypomnieć co robiłam zanim uwiodła mnie m…
W końcu do mnie dociera jak szybko odpowiedź sama mnie znalazła. Bo gdyby przeliczyć grzechy na kalorie, świat cierpiałby na chroniczną nadwagę. Gdyby pokusa miała na opakowaniu zawartość glutaminianów, ulepszaczy, regulatorów, a na końcu skutków ubocznych, nikogo nie korciłoby po nią sięgać. Metody na chudnięcie ze zła pochłaniałyby 70% czasu reklamowego. Za wszelką cenę zmniejszanoby ludzki apetyt na występki w celu ratowania gatunku. Dobro byłoby w modzie, oznaczałoby upragnione „fitt”, a muffinki o smaku wyrzutów sumienia, nadal spoczywałyby w stanie hibernacji.



sobota, 11 maja 2013

Do stolicy Śląska

W ustach nieświeży ma oddech
Przez ten wiosenny niepośpiech.
Szczoteczkę zimie sprzedała
Tanio, w końcu używana.
"Zima w grudniu nam chuchnie,
Niech wtedy łaskawie nie cuchnie"
- pomyślała tak sobie Wiosna.

Przyszła w biodrach wąska
Wiosna, do Stolicy Śląska.
"Maj - niech mają zielono!"
Odetchnęła raz zdrowo.
Przypomniało jej się,
Że przez pięć miesięcy wcześniej,
Zębów nie mywała,
Cóż więc zrobić miała?
Zazieleniła się zawstydzona
Zakwitła już pogodzona, że
Może wybaczą Ślązacy,
Że wiosną nie pachnie po pracy.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Priorytet


Na ręce ludziom patrzyła
Więc na ludziach się znała
Widziała jak na dłoni
Kogo czas w pogoni goni
Jak ręce drżące, nerwowe
wiedziała - po rentę zawałowiec
Gdy paznokcie były brudne
Pewnie życie dość paskudne
Zawsze ciepłe, wyliczone
Ruchy wolne, zawstydzone.
Tipsy, klipsy i stukoty
Znaczy będą stu banknoty.




W okienku Pani Wiesia
Z dłoni ludziom czytała
Na poczcie z epitetem
"Człowiek naszym priorytetem"



czwartek, 4 kwietnia 2013

Ała



Była za mała
jak każda chciała
super mario, admirała.

Do pięt dorastała,
wciąż nie rozumiała,
chodakiem tupała,
petycje pisała,
groszówki wrzucała
i dalej beczała.

Już nie taka mała,
sprawę sobie zdała,
że nie ma na pewno
męża ide-ała.








wtorek, 19 marca 2013

W aptece

Poproszę:
Syrop 
na przełykanie prawdy,
Krople
na otwieranie oczu,
Maść
na zderzenia z rzeczywistością,
Tabletki
na sens.
Sprawa jest pilna


Bardzo mi przykro,
Apteka nieczynna.







czwartek, 14 marca 2013

Mucha musze

Coś cicho do ucha
Brzęczała musze mucha
Obiecawszy zachować w sekrecie
Ich wspólne ecie-pecie
Poleciała na inną firankę
Spotkała wnet muchę Jankę
Ta żale też wylewała
Więc mucha musze szlochała
Na pocieszenie mucha
Odrzekła musze słuchaj:
Powiem Ci coś w sekrecie...




Mucha muchą będąc
Podobna jest do baletnicy:
Złej czy dobrej zawsze
Przeszkadza rąbek tajemnicy.



poniedziałek, 4 marca 2013

Się sercu należy

Na podwyższonym tonie
Jak robak zastygły w betonie
Recytować zaczęła powoli
Litanię do swej niedoli:
Za ciasne buty welurowe
Za wychowanie bezstresowe
Za sąsiedzkie kłopoty
Za męża wesołe powroty
Za roztopy wiosenne
I wypłaty mizerne...
Kamień z serca zrzuciła
Anioła na wieki uśpiła.




Nawet jak się w anioły nie wierzy:
Jak na sercu leży, to się sercu należy.


czwartek, 14 lutego 2013

Naoko

Oczy jak dwukropek
Człowieka na co dzień
Ciągle wypytują
Znając swą odpowiedź
Boją się często
Te dwukropki nocą
Zasypiają więc przeważnie
Z miotłą albo procą.



Zwykł mawiać stary mędrzec Naoko:

Między Wschodem a Zachodem
Stąd różnica wynika
Naszym oczom skośnym
Bliżej do myślnika.


piątek, 8 lutego 2013

Od tyłu umiał deklamować jej pesel
Znał daty urodzin, pogrzebów i wesel
Pamiętał, że twarożek "Mój ulubiony" 
Był tylko dla niej niezastąpiony
Miał w głowie multum informacji
Nawet salę ciotki jej stryja operacji
Mówił często, że jeśli zgrubnie
On będzie...
(...pamiętał, że szybko przecież chudnie)



Kobiecy urok jest jak czar na robota
Zakoduje się wszystko
Niech tylko pokocha.



piątek, 1 lutego 2013

Kar nawał

Powściągliwi zanadto
Pomyśli zbyt wielu
Ni w piątek kotletów
Tłumy wątłych ascetów
I wielkie postanowienia
że od Popielca się zmienia
Z kąta w kąt się snując
Zdaję sobie sprawę...


Czy nie mylę przypadkiem
Postu z kar nawałem?


czwartek, 24 stycznia 2013

Rumor

Karetka tak wyje, jakby ją bolało
Robotnik wciąż wierci, choć funduszy mało
Ze śpiewaków ulicznych, słychać tylko klaksony
Za głośne rozmowy, przygłuche persony
Trajkoczą, bulgoczą, smęcą i paplają
Aż chóry anielskie uszy zatykają.


A gdyby tak naraz wyłączyć ten rumor?
Powiedzą pewnie: "cisza przed burzą".



poniedziałek, 21 stycznia 2013

Na łeb naszyję

Włosy rosły z rzadka i niegęsto
Bał się przeto o swe męstwo
Nos miał zawsze czerwony
Rozedrgany, przedkichnięciowy
Skóra niczym fale Dunaju
Wzbierała się na skraju
Dając do zrozumienia
Że czas nas nieco zmienia.

Pomyślał sobie:
"Coś na łeb naszyję
Poceruję, znów odżyję..."
Lecz kiedy się tak zaszył
Ciemności się przestraszył.



niedziela, 6 stycznia 2013

Niestety



Miał być złoty blond
Wyszła żółcień jajeczna
Miał być młody bóg
Przyszła zima konieczna
Miał być zdolny syn
Zaszła córka z zięciem
Miało być wielkie przyjęcie
Przyjęli na izbie wytrzeźwień



Miała być szybka przejażdżka
A była z gazdą utarczka.

sobota, 29 grudnia 2012

Jontek

Myślący praktykujący
mówili
I owszem
Drapie się po głowie
Pewnie myśli...



A myśl jak pchła
Zwyczajnie Jontka swędzi






czwartek, 27 grudnia 2012

Brat Niadusza



Mówiono o nim, że wszystko go wzrusza
Że kiszki marsza tak pięknie grają
Że Mendelsonem kopyta stukają
Że oprzeć się nie może wrażeniu
Że widzi więcej w oka mgnieniu
Że tracąc głowę, lekkości nabiera
Widząc siwe włosy, dech mu zapiera
I że podziwia niezmiernie 
Urok stali nierdzewnej
 




A nas Brat Niadusza
Deficytem wzrusza.

niedziela, 23 grudnia 2012


Szopki

Czułość zamienili na kalorie
Listonosza w sieć GSM
Życzenia w pożyczki
Światło w wyświetlacze
Anioły w hostessy
Żłóbek w pudełko na barbie
Święta z czwórką dzieci na święta z Jedynką
Stajenkę cudów na szopkę pozorów.

A Kevin
Sam w domu starców.














sobota, 15 grudnia 2012

Hurtownia mł(odzieży)

odzież na wagę
odzież robocza
odzież z importu
odzież ochronna
odzież markowa
odzież ciążowa
odzież dziecięca
odzież letnia
odzież z przeceny
odzież w promocji
odzież na siłownię
odzież ekskluzywna
odzież z drugiej ręki
odzież okazyjna
odzież angielska
odzież używana
odzież sortowana
odzież i bielizna
odzież dla każdego
odzież dziecięca
odzież XXL
odzież i galanteria skórzana
odzież nowa
odzież tania
odzież polska
odzież wierzchnia
odzież półprzepuszczalna
odzież za pół ceny
odzież zachodnia
odzież młodzieżowa

Te hurtownie już tak mają
że młodzieży nie przeceniają.


piątek, 7 grudnia 2012

Tańczyć z wiatrakami


Zszargało im nerwy z plasteliny
wybieliło skronie w kolor wazeliny
wypompowało z nich dwutlenek empatii
nie byli już na nic zdatni
z warczenia i krzyku
popsuło im aparaty mowy
z ciągłego węszenia podstępu
zapomnieli się czasem zapomnieć
na nic oka nie przymykając
oślepli na Amen



Szkoda wielka, że "walczyli" 
nie znaczy walca tańczyli.


wtorek, 27 listopada 2012

Nocne (jar)marki

I tak to na wieczór...
z człowiekiem nędznym bywa

Że dzieli włos na czworo, a rano się dziwi rozdwojonym końcówkom.
Mieli, kotłuje, analizuje. Staje na niczym. I od nowa próbuje.
Snuje plany o podbojach, obalanych ustrojach, dzikich kowbojach.
Marzy, że się zdarzy. Jemu na pewno. Nieprzeciętne życie.
Oblicza. Rachuje. Spiskuje.
W głowie jak w ulu, roi się do urojenia.
Tyle przecież do zrobienia!
Z rana od razu.
Niech tylko budzik zadzwoni.
Złapiemy życie za fraki.
Tylko nie zaspać, chłopaki!


I tak to na wieczór...
z człowiekiem nędznym bywa
Że słońce po ciemku, cicho boki zrywa.


sobota, 17 listopada 2012

Ziemia Obiecana



Gładka mowa
Światła głowa
Portfel z nadwagą
Szacunek z powagą
Bez zarzutu dzieci
Zimy bez zamieci
Zdrowie zapasowe
Skoki wyczynowe
Pewna pewność jutra
Żonie z norek futra
Wielkie przedsięwzięcia
Panny do zamęścia
Słodycz życia kaloryczna
I kariera polityczna
As w rękawie schowany
Żart wysmakowany
Bezbrzeżny dostatek
I mniejszy podatek








Czy to Ziemia Obiecana?
Tak. Lecz obcym dana.


sobota, 10 listopada 2012

Panta REY

Polacy nie gęsi - wierzył swego czasu poczciwy Rej. Lecz cóż by rzekł dzisiaj? Chyba tylko dyplomatyczne: "Panta rei". Zza oceanu oczywiście. Bo przecież wszystko płynie, płynie...
Tylko proszę: płynnie!
Takie np. "przepraszam"? No nie, Panie Reju. Jakie "przepraszam"? - "soł sory".
Jakie "się nie martw"?.- "dont łory". 
Żadnego: "tak, dobrze, zgoda" - wystarczy "okej" - jakaż to wygoda!

Zrobimy z Pana na topie człowieka
W nazwisku zamiast jot - igreka!



sobota, 3 listopada 2012

Fakt faktem

Sensacja goni sensację. Obie szybkie, zwinne, zgrabne. Która pierwsza? Chwilka... zgadnę!
Patrzcie wszyscy: Oto ona!
Głośna, świeża, młoda -  na okładkę już gotowa. O sensację każdy pyta, tanio kupi, potem sprzeda. Każdy chętnie jej posłucha, rzuci okiem, pochichota. Niepytany skomentuje, doda swoje, zaneguje. 

-Czemuś smutna, Sensacjo droga?
Od rana do nocy o Tobie tylko mowa. 
-Fakt faktem.
Jutro zabije mnie nowa...



czwartek, 25 października 2012

Co Los zgotuje?

Kipi, wrze, bulgocze, paruje, wiruje ... mmm smakuje?
Każdy kosztuje: jeden wypluje, drugi przeżuje, trzeci przełknie, zapije, czwarty odda swoją porcję piątemu,   piąty zje łyżkę, podrzuci szóstemu, szósty z dziarską miną zje danie jak należy, siódmemu wystygnie, bo za długo zwlekał, znowu ósmy się oparzy, bo nie zaczekał, dziewiąty z dziesiątym jeszcze raz podsmażą, jedenasty przyjdzie na styk, nic mu nie zostanie. W końcu dwunasty od stołu powstanie...i rzeknie: "Co dziś w menu pana Losu?"

a reszta chórem odpowie:
"Jak zwykle gar marnego bigosu..."


sobota, 20 października 2012

Arka dla Ego

Potop hołoty. Potop brzydoty. Potop niewygodnych. Potop niestosownych. Potop niegodnych politowania... Potop, potop, potop.
Nie. Ty się oczywiście nie potop. Zbuduj arkę. Arkę dla Ego. Ogromną i szczelną. Żeby nie było przeciągu, żeby było przytulnie, żeby był zapas wszystkiego dla ego, żeby było bezpiecznie i ciepło, żeby mu się smacznie śniło, dobrze żyło i tyło. Tak żeby ego mogło spokojnie dryfować, myśląc o sobie zamiast potopie.





Smutna to prawda, lecz czasem tak bywa,
owa "Arka dla Ego" 
zmieści tylko jednego.

sobota, 13 października 2012

Wyczynowe podnoszenie dochodów


 Jak bardzo należy się nagimnastykować, nadwyrężyć, naprężyć, nawyginać, naskakać, nabiegać, naciągnąć, namocować, naharować, napocić, na głowie stanąć na końcu... żeby żyło się dostatniej? 
Atletów w tej dziedzinie nie brak. Jedni ćwiczą wyczynowo, drudzy starają się jedynie utrzymać względną formę. Są tacy, którzy grają fair, inni stale na dopingu. Ci z niezłą formą podnoszą sztangi lekko, prawie bez wysiłku, bijąc kolejne rekordy. Stawiają w poprzek lustra w domu, żeby móc lepiej obserwować przyrost muskulatury. Początkujący albo po prostu słabsi, mozolnie mocują się z najmniejszą poprzeczką. Są wiecznie zmęczeni, niezmiernie narzekają i w przeciwieństwie do spełnionych kolegów - zasłaniają w domu lustra.

Dlaczego tak niewielu wpada na pomysł żeby po prostu przerzucić się na...







...ciężarki? 











środa, 10 października 2012

Lekka czy gruba przesada?


Ile kilo waży gruba, a ile lekka przesada? Czy granicę między jedną, a drugą można obliczyć?
Samo słowo "gruba" już brzmi nieładnie, więc zgrabniej powiedzieć "lekka przesada".
Więc kiedy słyszysz od Pani Jadzi, że życie okrutne, że wszyscy kradną, a jeśli jeszcze nie, to zaczną, że efekt cieplarniany, że sąsiadka z tym i tamtym sypia, że wszyscy mężczyźni tacy sami, że na szczęście koniec świata. I kiedy od tej przesady grubniesz przesadnie.... aż w końcu coś w tobie pęka, to wtedy delikatnie po ramieniu głaszcząc, rzec ci wypada: Pani Jadziu, przesada... lekka.



Jakby to miło było tak zupełnie
żyć - bez przesady.








środa, 3 października 2012

We wszystkich przypadkach


Kto? Co? Kogo? Czego?Komu? Czemu?Kogo? Co?(Z) kim? (Z) czym? O kim? O czym? O! Lubię to!
W zasadzie wszystko można lubić. A przecież nawet jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
A ma się tyle:  ktoś właśnie nieprzytomnie się opalił na kolor pieprzu, komuś plomba wypadła i połknął ją przez sen, innemu gruszki na wierzbie obrodziły, komuś przybyło pięć siwych włosów, znowu prawo jazdy oblane na ruszaniu z ręcznego, ci się zaręczyli, chociaż to skomplikowane, a ten ma kanapkę z pasztetem z biedronki czy z drobiu, tak ogólnie to dobrze na dzisiaj chociaż będzie lepiej jeśli polubisz.
Hm.. gdyby tak bardziej lubić tego, niż lubić to.  I może mniej wirtualnie.