Człowiek jak ryba. Psuje się od głowy. Bo głównie głowa owa dzierży te nasze wszystkie klocki ego. Oburzyć się mogą pięty, że hola hola, nie tędy, a śródstopie i cała ta podeszwa ludzka? I takie napięcie w pięcie się może wytworzyć, z tego jej niedoceniania, że może się odwrócić na sobie i pójść. A tego nie chcemy. Nie chcemy nigdzie iść. Głowie nie w głowie spacery. Więc pięta niech się opamięta i posłucha.
Dominacja
głowy w ciele ludzkim wcale dla niej zaszczytem nie jest. Kiedy drżące ręce
mogą spokojnie schować się w kieszeniach,
a chwiejne stopy ukryć w kamaszach, głowa musi za wszystko odpowiadać.
Za niewydolność nerek, za słabe kochliwe zbyt serce, za mięsień piwny,
rozwodowe rozstępy, niegolone przez zimę nogi, burczenie brzucha i repetytorium
ucha. Głowa więc tego nabożnie słucha. Tych litanii zażaleń bez end’u. Myśli
jak to wszystko naprawić, jak udobruchać to całe ciało, pedagogicznie.
Zaczyna więc
od stopy trapionej kompleksem toporności rozmiaru 43. I owszem jak na kobietę…
Rzekła: „Miła. Spójrz na stopę Bezrobocia. Toż to szwaja, nie stopa. A patrz,
mówią wszyscy i w sklepie i na antenie. Istna celebrytka na stopie swojej
celebrytswo swe uprawiająca. Widzisz, można? Można.” Dalej, łydka chlipie, że
kształt jej się sypie, że nie w formie. Że z łYdki robi się łÓdka. – „O! przecież
to różnica malutka. Na takiej łódce można kołysać biodrami, fale sukien,
sukienek rozpościerać, topić męskie
spojrzenia w topielach”. Kolej przyszła na kolana, uda, biodra, poszło gładko…Uf.
W pół drogi ciała, zjawiła się grubsza sprawa - brzuch. Skarży się, że wszyscy
pytają, który to miesiąc. A brzuch już nawet nie pamięta, bo już dawno po
terminie. Pamięta tylko imię dziecka – Apetyt. Głowa pochyliła się nad
brzuchem, nasłuchuje to lewym, to prawym uchem. Wkrótce radośnie oznajmiła: „Apetyt
trzeba w końcu urodzić, oswoić i porządnie wychować. Żeby nie przychodził nieproszony,
nie burczał swawolnie i nie budził w nocy z niepokojem o zawartość lodówki. Tylko
brzuch, bez wymówki”. I tak od nocy do świtu, przez rozpacz do zachwytu, ciało
się z głową godziło.
Myślała
głowa, że to wystarczy. Że uzdrowione ciało, ją samą też naprawi. Że nie
dyrygent, a orkiestra fałszuje. Że przyczyną jej psucia jest cała zgraja pod
nią. Pomyliła się głowa, kolejny raz, niestety. I poczuła się strasznie sama,
nie jak palec wcale, który ma dziewiętnastu krewnych, dwóch nawet serdecznych.
Albo jak nogi, które w ufności mogą się na siebie założyć. Ona na tej kolumnie
jest całkiem sama. – „Ach, gdybym taką drugą miała! Co dwie głowy, psuć się
raźniej…"